czyli kartkowanie z Ulą po raz dziewiąty i dziesiąty
Nie dałam rady na czas zrobić kartkę na zabawę u Uli :(
Nie zdążałam.
Za dużo działo się we wrześniu.
Dobrego i złego.
Przez pierwsze dwa tygodnie września miałam urlop. Tym razem udało się pojechać nad morze. Nic nie pokrzyżowało nam szyków. Na szczęście.
Był to częściowo babski wyjazd, bo byłam większość czasu z koleżanką, Kochanieńki towarzyszył nam tylko kilka dni, musiał wracać.
Było bosko.
Pogoda rewelacyjna, brak tłumów, bo to po sezonie, super ośrodek na końcu świata, cisza, spokój, piękne plaże, las, wrzosowiska, jezioro, wydmy, zachody słońca. Woda w morzu na tyle ciepła, że się można było jeszcze kąpać, a słonko grzało i utrwaliło letnią opaleniznę. Były też dni pochmurne, ale nie zniechęcało nas to przed długimi spacerami.
Reset totalny.
Także od robótek. Zabrałam ze sobą dwa hafciki, szydełko i kordonek, dwie książki. Przeczytałam jakieś 30 stron i zrobiłam 12 słupków. Serio tylko 12 słupków i nic więcej. Ani pół krzyżyka. Nawet nie wyciągnęłam haftów z walizki.
Reset totalny od wszystkiego.
Polecam bardzo Łebę po sezonie.
A potem zaczęło padać. Zaczęło lać.
Patrząc na to, co się działo na południu Polski, na Stronie Śląskie, Lądek-Zdrój, człowiek zaczął się zastanawiać, czy aby nie będzie powtórki z 97 r. We Wrocławiu mieszkamy na tzw. Wielkiej Wyspie. Skoro wyspa to i woda z każdej strony. Może być różnie… Tego, że woda przeleje się przez wały się nie obawialiśmy. Obawialiśmy się, że wysoki stan wody dookoła może spowodować podniesienie się wód gruntowych i wybijanie kanalizacji. Tak było obok w niektórych domach przy okazji poprzedniej wielkiej wody. Mieć, to co płynie w kanalizacji we własnej piwnicy, to była słaba perspektywa….
Kochanieńki zarządził ewakuację ważniejszych rzeczy z piwnicy na wyższe piętra, bo jak stwierdził, strzeżonego Budda strzeże, lepiej dmuchać na zimne. Dwa popołudnia wynosiliśmy wyżej różne graty. Np. bombki choinkowe wylądowały na strychu. Chciałam je zostawić w piwnicy, ale Adam stwierdził, że nie ma opcji, za niecałe 3 miesiące choinka, wynosimy bombki, nie może być, że nie będzie choinki.
Parę dni żyliśmy w totalnym bałaganie, który potrwał jeszcze kilka dni i się powiększył. Jak już woda opadła w korycie, nic złego na szczęście się nie wydarzyło, Kochanieńki zarządził malowanie salonu. Kolejny tydzień wyjęty z życia, także twórczego życia. Nie ma się gdzie ruszyć, cholera wie, gdzie co jest, nie ma nawet gdzie usiąść i powyszywać.
W pracy po urlopie roboty tyle, że nie wiadomo, w co ręce włożyć…
Zmęczył mnie okrutnie ten wrzesień, potem się skończył, a ja zostałam z poczuciem winy, że nie dałam rady zrobić kartek na zabawę u Uli, a bardzo chciałam zrobić coś w każdym miesiącu.
Nadrobiłam zaległości z początkiem października. Machnęłam dwie kartki. Zaległą wrześniową i z nowymi wytycznymi na październik.
We wrześniu elementem obowiązkowym na kartce miała być wstążka, sznurek.
U mnie powstała taka prosta szybka kartka.
Gwiazdki dostałam od Ilonki, mojej koleżanki z pracy. Jasne lekko wytuszowałam brązowym tuszem. W założeniu miały tworzyć choinkę ;-)
Dla ozdoby dorzuciłam parę złotych cekinów.
No i element obowiązkowy – złota wstążka, z której zrobiłam kokardę.
Podoba mi się ta kartka. Prosta, nieskomplikowana, moja.
Szkoda tylko, że powstała dopiero w październiku, ale mam nadzieję, że Ula mi ją zaliczy.
Na październik Ula przygotowała dla nas mapkę. Lubię mapki :)
Moja interpretacja tej mapki wygląda tak:
Użyłam papierów z jednej kolekcji, żeby wszystko było spójne. Papiery z zapasów od Uli z Anielskiego Zakątka. Wykrojników u mnie brak, owal na środek kartki wycinałam ręcznie.
Żeby było bardziej strojnie, dałam złotą wstążkę. W sumie to ta kartka pasuje też do wytycznych wrześniowych.
Tylną stronę kartki też okleiłam papierem ozdobnym. Podoba mi się takie wykończenie.
Żadne ze zdjęć nie oddaje niestety prawdziwych kolorów.
A na koniec obie kartki razem.
Podoba mi się bardzo to wspólne kartkowanie z Ulą.
Bardzo, bardzo mi się podoba.